piątek, 26 lipca 2013

Pod górkę

   Dopiero co zaczęłam pisać bloga, a już musiałam zrobić krótką przerwę... Aż mi głupio :( No ale sprawa była poważna, bo chodziło o zdrowie mojego maleńkiego synka :( Ale zacznę od początku...
   Na trzecią dobę po urodzeniu, Natanek dostał żółtaczki fizjologicznej, która bardzo opornie mu schodziła. Do domu wyszliśmy dopiero na 8 dobę z wynikiem coś ok. 10. Po 2 tygodniach mieliśmy skontrolować morfologię i bilirubinę. Bilirubina spadła bardzo minimalnie, a morfologia wykazała duże zmiany, ze względu na żółtaczkę. O szczepieniu nie było mowy. Więc powtórzyliśmy za jakiś czas badania, a potem jeszcze raz i jeszcze raz... Aż zlecono nam próby wątrobowe. I tam wyniki wyszły sporo ponad normę :( I tak oto w zeszłą środę zaczął się mój koszmar :(
   Tego dnia jakby nigdy nic wyszłam z moimi dziećmi na spacer. Poszłam na pocztę i miałam już iść do "Biedronki", kiedy to dostałam telefon z przychodni, że są już wyniki badań i mam przyjść na drugi dzień do naszej dr rodzinnej. Znajoma pielęgniarka poinformowała mnie, że dr planuje położyć Małego do szpitala, bo wyniki nie są dobre. I nagle ściana... Jak to do szpitala?!? Moje dziecko?!?! Biłam się z myślami próbując jednocześnie być silną, bo byłam w końcu z Oliwką. Po chwili szoku potwierdziłam, że jutro przyjdziemy. I nagle ogarną mnie okrutny strach, panika i wszystkie inne negatywne emocje. Nie wytrzymałam i łzy popłynęły mi po policzkach... Miałam to gdzieś, że stoję po sklepem, gdzie mijają mnie ludzie,a ja stoję i płaczę. Tylko Oliwki było mi szkoda, bo była taka przestraszona :( Chwyciłam jeszcze raz za telefon i zadzwoniłam tym razem osobiście do lekarza. Spytałam co podejrzewa i w ogóle co się dzieje. I usłyszałam, że może to być WZW B, WZW C, jakieś nowotwory albo inne straszne choroby :( :( :( I musimy wszystko sprawdzić, bo nie można tego tak zostawić. I tak więc w czwartek z samego rana poleciałam z Małym do przychodni z nadzieją, ze może jeszcze unikniemy szpitala. Ale jednak nie... Więc z powrotem do domu spakować się. Nawet nie wiedziałam co, na wariata pakowałam walizkę. Najgorsze, że zostałam z tym wszystkim w pewnym sensie sama, bo mąż jest zagranicą. Więc Oli została z moją mamą, a mi pomagała teściowa. Na szczęście szpital mam 3 minuty od domu. W szpitalu najpierw czekaliśmy na lekarza, później zastanawiali się co z nami zrobić, bo okazało się, że Natanek jest za duży na oddział neonatologii mimo, że ma dopiero 3 miesiące. Ale to duży facet... Powiedzieli, że nie mają nawet tak dużego łóżeczka dla niego ;) Po ok 2 godzinach pobrano Małemu krew na badania, zrobiono USG i ... odesłano do domu :) Po 3 godzinach miałam odebrać wyniki i to one miały zadecydować co dalej. Jeśli będą ok to dobrze, a jak złe to szpital, tylko jeszcze sami nie wiedzieli który. Jak dobrze, że przez te 3 godziny nie byłam sama, bo chyba co chwile zerkałabym na zegarek i umierała ze strachu. W końcu poleciałam po wyniki i były takie same jak ostatnio. Czyli nie było lepiej, ale i gorzej też nie. Pani dr zadecydowała, że na 2 tygodnie poddamy go leczeniu podając syrop ursofalk. Jednak parę dni temu postanowiliśmy skontrolować Natanka u znanego i cenionego lekarza w innym mieście. I tak więc wczoraj odbyliśmy z nim pierwszą dalszą podróż ;) Tylko szkoda, że ta podróż z takiego powodu... Okazało się, że Mały bardzo dobrze znosi takie dłuższe trasy, gdzie byłam święcie przekonana, że będzie jeden wielki ryk. A to dlatego, że Młody łapie nerwa, gdy stoi się autem na czerwonym świetle ;) A tu wczoraj niespodzianka! W jedną i druga stronę spał :) Kochany Synuś :* Ale mniejsza z podróżą... Najważniejsza wizyta u lekarza... Tak więc lekarz obejrzał całą dokumentację medyczną, później zbadał Natusia i powiedział, że on nie widzi powodów do niepokoju! Jest to wg niego noworodkowe zapalenie wątroby, które z czasem przejdzie a wyniki zaczną wracać do normy. Tylko potrwa to trochę, bo pewnie jeszcze  parę miesięcy. Ale to nic... Najważniejsze, że nic go nie boli, że nie musimy do szpitala no i  że to nic poważnego !!! Tak mi ulżyło... Tyle strachu się najadłam... Bo nam zawsze się wydaję, że wiele tematów nas nie dotyczy...A teraz? Teraz to ja jestem taka szczęśliwa... A oto mój (prawie) okaz zdrowia:


:* Tak bardzo kocham !!! :*

wtorek, 16 lipca 2013

Wspomnienia minionego lata

No cóż... W tym roku to mogę sobie co najwyżej pooglądać zdjęcia z tamtych wakacji  :| Zostaliśmy uziemieni przez nowego lokatora. Lokatora, który wpada w rozpacz w aucie na każdym czerwonym świetle. Tak więc 12 godzin podróży nad morze stanowczo odpada. Nie w tym roku...  Ale nie każdy będzie uziemiony. Bo Oli jak co roku wybiera się na wakacje z dziadkami. Dokładnie rok temu będąc na wczasach w miejscu, gdzie spełniają się życzenia, poprosiła o rodzeństwo ;) A w tym roku pewnie z chęcią się od tego rodzeństwa na chwilę uwolni :D:D


Życzenia...


... się spełniają ;)

:* :* :*

Oliwka
 bluzeczka w paski Sophie - 4zł. (ciuchland)

Natan
Bluzeczka - 3zł. (ciuchland)
Spodnie sztruksowe Next - 6zł. (ciuchland, nowe z metką!)
Trampki na rzepy - prezencik :)

Brązy, beże i czerń...

Bardzo lubimy takie kolorki. No i szarości ! Obowiązkowo ;) Co nie oznacza, że nie ubieram mojej córci w róże i fiolety - ale bez przesady. Dzieciaczki ubrane od stóp do głów w róż wyglądają wg mnie zbyt mdło. Ale każdy robi jak lubi :) A tak odnośnie różu to marzy mi się jakaś fajna koszulka w tym kolorze np. polo, ale dla Natanka. Będę polowała na nią i jak tylko znajdę to Wam tu zaprezentuję :D
A tymczasem...

1) Kurteczka Girl2Girl - 7,5zł. (ciuchland)
Spódniczka H&M - 20zł. (allegro)

2) Bluzeczka Y.D. - 5,50zł. (ciuchland)
Spodnie H&M - 29zł. (sale)

3) Sweterek - 6,50zł. (ciuchland)
Spódniczka Girl2Girl - 8,50zł. (ciuchland)
Buty Girl2Girl - 6,50zł. (ciuchland)

Wygrzebane z albumu...

Przeglądając zdjęcia udało mi się znaleźć jeszcze parę starszych fotek, na których mogę Wam zaprezentować moje ciuchlandowe (i nie tylko) zdobycze :)
Tak więc powrzucam to co mam, a później to już będą tylko bierzące fotki.

I tak oto:

Dzianinowa tuniczka H&M - ok. 6zł. (ciuchland)
Rajstopki Primark - 1zł (ciuchland)
Sweterek Reserved - ok. 30-40zł.
Kozaczki Nelliblu - ok. 60zł.



Płaszczyk wiosenno-jesienny Next - 12zł. (!!!) (ciuchland)
Rękawice H&M z 3-paku - 9zł (sale)


 Płaszczyk wiosenno-jesienny - 9zł (ciuchland)
Czapka, szalik, rękawiczki Next - 79zł
Szare zamszowe kozaki Next - 20zł (allegro)
Legginsy w zeberkę Next - 3,50zł. (ciuchland)
Czarna ekoskórka Primark - 49zł. (allegro, nowa)
Torebka Reserved - 19zł. (sale)
Ogon do torebki H&M - 5zł (sale)

poniedziałek, 15 lipca 2013

No to zaczynamy... :)

22:30
Dzieciaczki śpią, w tle leci jakaś hh lista na rebel tv. A ja myślę od czego zacząć. Bo nie tak łatwo jest zacząć pisać swojego pierwszego w życiu bloga ;) Chciałabym napisać dlaczego tu jestem, co mnie skłoniło i o czym będzie blog. No i kim w ogóle jestem... ;) Ehhh... nie mogę pozbierać myśli, to chyba przez tą muzykę: kaliber44 "+ i -". No i przez godzinę o której piszę.
A więc może zacznę tak...
Odkąd mam dzieci, zaczęłam się interesować modą dziecięca. Ale nie taką exclusive z najwyższej półki ;) Chodź nie ukrywam, że uwielbiam przeglądać takie blogi. Chodzi mi o radość z polowania na ubranka w second handach, ciuchlandach czy szmateksach. Jak zwał tak zwał ;) A także w tanich sieciówkach czy na promocjach. I o tym będzie mój blog. Bo uważam, że nie trzeba mieć fortuny, żeby modnie, niepowtarzalnie i ciekawie ubrać dziecko.Często trafiają się markowe ubranka za grosze i takie sprawiają mi najwięcej radości. Wiadomo, dzieci szybko rosną, brudzą się, robią dziury w ubraniach a ja nie muszę się tym w ogóle martwić :D Bo nie zapłaciłam za ubranko kilkadziesiąt czy kilkaset zł.
Dodam jeszcze, że moje pociechy to 8-letnia Oliwka i 2,5-miesięczny Natan. Tak, tak... załapałam się na roczny macierzyński i to też było moim impulsem do założenia tego bloga. Będę miała teraz duuuużo wolnego czasu !!!
A więc przygodę czas zacząć :)